Ruszyła maszyna...

Trochę chyba naszło mnie natchnienie. Zasiadłam do maszyny i uszyłam  ostatnią poduchę do kompletu i są wreszcie trzy; nieparzyście, ale tyle miało właśnie być.


I jakoś tak korciło mnie, żeby coś jeszcze... Chodzi za mną od miesięcy narzuta na łóżko do sypialni, niebieska. Mam nawet kilka szmatek pasujących kolorem. Nie wiedziałam jednak ile tego, czy dużo jest, a może dużo brakuje. Do tego z jakich bloków ją uszyć, no i to kupę czasu zajmuje i to i tamto i masa powodów, żeby się nie zabierać za szycie. I dzisiaj nadszedł dzień, by się jednak zabrać. Przejrzałam materiały, dużo nie ma, ale wystarczająco, żeby chociaż jeden, no, może i ze dwa bloki uszyć. Na początek coś prostszego, żebym nie utknęła już na samym początku. Czyli żadne tam wymyślne, proste w kształcie, jakieś kanciaste i żeby dużo nie szukać, zerknęłam sobie do bloga Madzi i popatrzyłam się na jej cudnego czerwonego potwora. Podobają mi się te małe kwadraciki po niesymetrycznym środku. No i zrobiłam swoją wersję takich właśnie bloczków. Ja w liczeniu i mierzeniu najlepsza nie jestem, ale zadałam sobie trud rozrysowania kwadratu i nawet wymierzenia co ile powinno mieć centymetrów i dodałam z każdej strony na szew (też zmierzyłam ile moje szwy mają, żeby się później nie zdziwić, że np. 0,5 to za mało i dlaczego...). No i siup. Poszło! Jeden bloczek, później drugi... później... oporne wycinanie (muszę sobie opracować jakiś system, żeby nie szło tak pod górę), no i materiały to w dużej mierze ze szmaciaka, więc jakieś koszule i inne poduszki i jeszcze je rozcinać trzeba było. Normalnie wszystko na 'zniechętę'. Ale się nie zniechęciłam. No i zdobyłam sobie pomocnika, bo Darek mi  sporo pomógł w wycinaniu kolejnych, tak, że mogłam zająć się szyciem i rozprasowywaniem szwów (o matko! w życiu bym nie pomyślała, że ja szwy będę rozprasowywać, bo u mnie wszystko musi być szast prast, bez fastrygi, bez prasowania, na oko i od razu dobrze!) No i... tadam! Mam już 9 bloczków (jeszcze 'tylko' jakieś 10 razy tyle, później cała reszta przyjemności, jak kanapkowanie, pikowanie, moja ulubiona lamówka, ale... to nie teraz jeszcze, po co się zniechęcać już na samiusim początku).


 Problem w tym, że nie mam za wiele tych materiałów :( W szmaciakach większość to jednolite, ewentualnie wyprane i wytarte niemal do prześwitywania na drugą stronę. Zamówiłam więc kilka nowych szmatek w jednym ze sklepów patchworkowych (ponoć z pierwszej wypłaty zawsze trzeba coś sobie kupić, a że ja od czerwca w nowej pracy i właśnie pierwsze pieniążki wpłynęły na konto, to żal ich nie użyć). Napadnę mimo wszystko na jakiegoś używańca, może i tam coś ciekawego namierzę, zawsze to o wiele taniej. I tak to weekend sobie się kończy. Szkoda, że nie mam wakacji :( Ale wieczory długie, byle tylko natchnienia starczyło!

Komentarze

  1. No moje gratulacje.Pięknie ta maszyna ruszyła.Oby tak dalej.Życzę nie mniejszego zapału.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. wow Ania jestem pod wrażeniem!!! Następnym razem jak u nas będziesz i będę ja :) - napadniemy na moje szafkowe zbiory i może coś Ci będzie pasowało a ja nie będę związana emocjonalnie (trumiennie) z danym materiałem - wtedy będziesz miała :) Super super super. A że masz już samochodzik (i możesz przewieść maszynę) to może urządzimy u mnie małe szycie wspólne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurczaczku, chciałbym , by i moja maszyna tak ruszyła....ale na razie to jest ospała:)może jak nadejdzie urlopik:)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Super poduchy:)
    I narzuta zapowiada się super! Fajnie podobierałaś te szmatki:) Bardzo fajnie pasują:)
    Trzymam kciuki, aby zapału starczyło do samego końca!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie to wygląda, pracy sporo:) Dla póki co to czarna magia. Życzę powodzenia w realizacji zamierzonego celu. Trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne poduchy ! A narzuta zapowiada sie super ,dobrze,że się nie zniechęciłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  7. plalal, dzieje sie dzieje, trzymam kciuki :)za efekt koncowy i wene :):)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz