Trochę zdarza mi się coś mniejszego znów uszyć :)

Dostałam kawałek futrzakowatego materiału. Nie miałam na niego pomysłu i czekał na lepsze czasy. I się doczekał, wczoraj wieczorem, zamiast iść z koleżankami do pubu (bo taki był pierwotny plan na sobotni wieczór), zrobiłam miśka. Mała Ola, o której myślałam, szyjąc go, jest chyba jeszcze za mała, żeby się nim bawić... przypadnie pewnie w udziale jej starszej siostrze... zobaczymy. Wymyślił mi się też taki sam, tyle z kilka razy mniejszy, ten już dla mnie, żeby siedział sobie w moim kąciku szyciowym, zaganiając do 'roboty' :P

Przy okazji jeszcze kilka angrych powstało. Mam też zamówienie na jamnika z autobusów (siostra kolegi zbiera namiętnie bilety autobusowe, jak zobaczyłam stronę z jej zbiorami... wygląda jak niezła kolekcja znaczków pocztowych. No cóż, sama kiedyś zbierałam karty magnetyczne, takie do budek telefonicznych... nie wiem nawet czy teraz są nadal takie używane, bo już daaaaawno nie dzwoniłam z budki).

Mam też zamówienie na czarnego angry. A żeby nie było, to zdarzyło mi się nawet zagrać na tablecie mężowego siostrzeńca :P Co wcale nie znaczy, że jestem znawcą, bo nie wiem nawet jak się który nazywa, ani co robić potrafi ;)
 
 

Komentarze

  1. Ale słodka ta maskotka na pierwszym zdjęciu! Jest obłędna!!!! Bardzo mi się podoba. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam cierpliwość do ręcznego szycia! Pozdrówki. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz