Jak ktoś ma lęk wysokości, to siedzi cicho w domu i się nie pcha gdzieś, gdzie można spaść (zwłaszcza z dużej wysokości). Dla niektórych aż tak oczywiste to nie jest, usiedzieć ciężko, a wysoko jest fajnie :) No to siup i stało się latanie motolotnią. Miałam zupełnie inne wyobrażenie o tym... hmmmm... pojeździe (?) Owszem, widziałam, ale z daleka i z dołu, znaczy się jak już latało po niebie z kimś innym w środku. Gdy zajechaliśmy na małe lotnisko sportowe za Białymstokiem i zobaczyłam to... coś, serce we mnie zamarło! Ale co tam! Skoro już jestem, to wsiądę. Wyglądało to jak, nie przymierzając kilka rurek zespawanych w warsztacie pana Mietka, osłoniętych owiewkami, do tego drewniane (!) śmigło i jakieś skrzydło z brezentu (jest to na pewno jakiś inny materiał, ale wyglądało to jak coś, z czego robi się bannery reklamowe). No i hit dnia- do tego się nie wsiada do środka, o nie, nie! Siada się na tym okrakiem, nóżki sobie wiszą po bokach, nie ma się czego złapać (no chyba, że tych owiewek), a pas bezpieczeństwa... już w małym fiacie czułam się bezpieczniej. A poniżej fotka na dowód, że absolutnie nie ściemniam (fota robiona telefonem, bo kto by tam brał aparat foto na takie ekscesy).
A co tam u mnie robótkowo? Napadłam dzisiaj na szmaciaka i mam kilka nowych niebieskich kawałków, które już się suszą na balkonie. W międzyczasie powstało trochę nowych bloczków, ale jeszcze nie rozkładałam całości (przynajmniej tej całości, którą już mam), żeby obejrzeć i sfocić. Brakuje jeszcze dużo, ale myślę raczej o tym ile już mam i że się udało nowe szmatki zdobyć :) I do przodu!
Zaczęłam też mittenki na szydełku robić (miały być na drutach, ale nie szło...). Nie mogłam zdecydować się na włóczkę, bo mam milutką angorkę w zielonkawym kolorze i coś raczej sztucznego, ale za to melanżowego i całkiem fajnego w wyglądzie. Efekt mi się nie podoba, za sztywne są, a nie chcę żadnych ażurkowych, ani słupkowych, ani innych. Także przerzucę się jednak na druty. Przynajmniej ściągacz jak należy im zrobię i będą miały kształt jak trzeba i będą miękkie (... będą, jeśli mi wyjdą. No, a w razie czego, zawsze można uśmiechnąć się ładnie do mamy, która po skończeniu ględzenia, że jej się nie chce i że czasu nie ma, wydziarga mi te mittenki :)
Początkowo było naprawdę strasznie, jeszcze zanim wystartowaliśmy chciałam już zsiadać. Oczy łzawiły mi od wiatru, chełmofon mi zwiało z głowy i trzymał się tylko na pasku zapiętym pod szyją, a ja bałam się puścić tych owiewek, żeby go poprawić. Ale widoki zrobiły swoje :) Oczy przywykły do wiatru, przestały łzawić, a na dole... okoliczne pola, małe domy, wokół powietrze i przestrzeń. Gdyby tylko nie te straszne myśli o tym, że spadniemy... Super było jak przelatywaliśmy tuż nad lasem, tak nisko, że czuło się zapach drzew i... miało wrażenie, że zaczepi nogami o drzewa. Wrażenia extra, ale raczej nie do powtórzenia... no... nie za szybko ;)
Z innej beczki- wypróbowałam ostatnio dość prosty przepis na kurczaka z pesto. Mniam.
Nic prostszego! Filet kurczakowy przekroić na pół, albo i na trzy, jak się uda, obsmażyć na oliwie z oliwek, wrzucić przepołowione pomidorki koktajlowe, podsmażyć aż zmiękną, dodać trochę pesto (ja, jak widać miałam akurat czerwone), i jeszcze śmietana (w oryginalnym przepisie jest creme fraiche, które nie wiem gdzie można dostać, zatem dolałam zwykłej 18 modląc się przy tym, by się nie zważyła). Na koniec świeża bazylka i viola! Z ryżem i brokułami pierwsza klasa. Dzisiaj zrobiłam jeszcze wersję zieloną (z własnoręcznie robionego pesto!) z kotletami sojowymi. Też bardzo dobre.A co tam u mnie robótkowo? Napadłam dzisiaj na szmaciaka i mam kilka nowych niebieskich kawałków, które już się suszą na balkonie. W międzyczasie powstało trochę nowych bloczków, ale jeszcze nie rozkładałam całości (przynajmniej tej całości, którą już mam), żeby obejrzeć i sfocić. Brakuje jeszcze dużo, ale myślę raczej o tym ile już mam i że się udało nowe szmatki zdobyć :) I do przodu!
Zaczęłam też mittenki na szydełku robić (miały być na drutach, ale nie szło...). Nie mogłam zdecydować się na włóczkę, bo mam milutką angorkę w zielonkawym kolorze i coś raczej sztucznego, ale za to melanżowego i całkiem fajnego w wyglądzie. Efekt mi się nie podoba, za sztywne są, a nie chcę żadnych ażurkowych, ani słupkowych, ani innych. Także przerzucę się jednak na druty. Przynajmniej ściągacz jak należy im zrobię i będą miały kształt jak trzeba i będą miękkie (... będą, jeśli mi wyjdą. No, a w razie czego, zawsze można uśmiechnąć się ładnie do mamy, która po skończeniu ględzenia, że jej się nie chce i że czasu nie ma, wydziarga mi te mittenki :)
o ja cieeeeee Ty to wariatka jesteś z tą lotnią, ja bym umarła trzy razy puściła się i umarła ostatecznie ...
OdpowiedzUsuńCo do mintenek - super ta nitka melanżowa, no i z drutów będzie na pewno bardziej miękko :) trzymam kciuki :)
A mam dla Ciebie jeden jasny niebieski/turkusowoniebieski materiał :) znaczy sukienusię dziecięcą - na kwadraty jak znalazł :)
Jaka wariatka.Zaimponowałaś mi totalnie.Ale sama bym się nie odważyła"nigdy w życiu":))))))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
jak zrobiłas takie fajne żarełko i jeszcze cos am dziergasz, a no i posta napisałas to znaczy, że przeżyłaś :D, jaaa bym chyba nie wsiadła, oooo.... nie...chociaz ;)
OdpowiedzUsuńJa bym chyba nigdy nie wsiadła do motolotni.
OdpowiedzUsuń...a ja myślałam że to żarełko to zdjęcie tego, co widziałaś z góry z tej motolotni...;) Fajowo Ania że Cię tak ekstremalnie od czasu do czasu porywa. Jak czytałam Twój opis to normalnie oderwałam się od ziemi..:) Mittenki cieniowane, może się zarażę.
OdpowiedzUsuńAno wariatka ;) Ale to przecież wiadomo nie od dziś :P
OdpowiedzUsuńA do prucia tego szydełkowego czegoś jakoś serca nie mam... tyle roboty! (niech się nikt nie śmieje, ja nie jestem aż taka obśmigana z szydełkiem, dużo czasu mi zajmuje nawet tych ileś tam półsłupków). Ale przerzucić to trzeba na druty, żeby było mięciutkie i zdatne do noszenia, a jesień tuż, tuż...
Motolotnia! Nie jestem jakimś strasznym strachajłem, ale chyba bym się nie odważyła... Podziwiam!
OdpowiedzUsuńA tych (tej?) mitenek nie musisz pruć - zawsze możesz z nich wydziergać jakieś zwierzątko :)
Już sprułam :( Przybieram się do drucianych mitenek, ale jakoś mi z drutami chyba nie po drodze. Po cichu tak sobie knuję, coby moją mamę trochę zagonić do roboty... no, że np. na urodziny, albo inne święta, albo zupełnie bez okazji :)
OdpowiedzUsuń